| A ja dalej swoje :) 
Ja nie neguje ICH winy. Tu sie zgadzamy. OK
 Chodzi o kierujacego.
 I dla mnie oczywiscie nie ma znaczenia, czy byl to Ernesto, czy ktokolwiek inny.
 Mi chodzi o przepis obligujacy kierowce, do zachowania odpowiedniej predkosci pojazdu.
 Czy chcielibyscie powiedziec, ze (dajmy taki przyklad) na drodze poza miastem, podczas mijania sie z innym pojazdem samochodowym, kierowca, ktory (odpukuje!) trafi rowerzyste, jadacego rowerem NIEOSWIETLONYM, nie ponosi odpowiedzialnosci?
 Czy chcecie powiedziec, ze mozna trafiac samochodem  w pieszych, idacych poboczem, nawet NIEPRAWIDLOWO idacych?
 
 Czy to znaczy, ze moznaby jezdzic czolgiem po ulicach miasta, i trafiac kazdego pieszego, co sie nawinie na ulicy (oczywiscie, oczywiscie tylko nie tych, co przechodza przez przejscia dla pieszych.).
 I mowic potem: "no przeciez czolg to takie trudny do prowadzenia pojazd..."
 
 Koncze tym postem dyskusje.Wyrazilem tylko swe zdanie.
 I nie bylem na miejscu wypadku(?)/ zdarzenia.
 Pisze tylko to, co wg. mego odczucia byly mozliwe.
 
 Mialem kiedys taki przypadek:
 Rozpoczolem manewr wyprzedzania PRZED malo widocznym skrzyzowaniem. Ulica II Armi WP w z-cu. Odnoga drogi- w lewo. Gosc przede mna BEZ znaku migaczem, zaczal skrecac w ta droge w lewo, zajezdzajac mi droge.
 Byla Policja. Dostal mandat. Jego wina.
 Ja ide do PZU po odszkodowanie, a oni mi mowia: to byla Pana wina.Bo wyprzedzal Pan przed skrzyzowaniem. Dla nich opinia Policji(delikwent TEZ sie przyznal- jak te "larwy") byla nieistotna.Powiedzieli mi: "my mamy swego rzeczoznawce od ruchu drogowego.
 Nie zgofdzilem sie z tym pogladem PZU.
 Pisalem do Rzecznika Ubezpieczonych.
 Stanelo na tym, ze PZU uznalo moja wine w POLOWIE.
 
 A wiec, bylismy winni po polowie..    Obaj.
 Do czego zmierzam. Opinia Policji wcale nie jest, i nie musi byc ostateczna, i nieomylna.
 Sprawa pogrozek, to odrebna sprawa. Z samym zdarzeniem nie majaca bezposredniego zwiazku.
 
 Zycze Ernesto, by tak bylo, jak sie wczoraj zakonczylo.
 
 
 |