Hej,
Sporo jeżdżę rowerem - w zależności od tygodnia, zwykle przynajmniej 70-80km tygodniowo, ale zdarza się, że jest to nawet 200-300km. Staram się wykorzystywać zgorzeleckie ścieżki rowerowe, polne i leśne drogi. Dla kogoś, kto lubi czasem zjechać z asfaltu nasz rejon jest wymarzonym miejscem do uprawiania takiej turystyki. Dodatkowe zniżki na rower w Kolejach Dolnośląskich (rower za 1zł) pozwalają "wywieźć" się kilkadziesiąt kilometrów za Zgorzelec i powrót na dwóch kołach.
Przejść z psami miałem dziesiątki. Muszę być obiektywny i stwierdzam, że z każdym rokiem sytuacja się zmienia na lepsze. Coraz więcej psów jest na uwięzi i w miarę bezpiecznie można się poruszać na dwóch kołach po większości wiosek.
Od tej reguły są wyjątki: zawsze denerwują mnie beztroscy właściciele huskiego przy zalewie w Zgorzelcu - tuż przy skrzyżowaniu Reymonta z Rzeczkami Górnymi. Pies od miesięcy siedzi przy samej jezdni i zawsze zastanawiam się, czy kolejny raz uda mi się przejechać...
Kolejna grupa to skrajni kretyni na ścieżkach rowerowych: za Lidlem, przy ulicy Wrocławskiej. Dla nich ścieżka rowerowa to toaleta. Psy s..ją, nikt tego nie sprząta. Połowa tych półgłówków idzie jedną stroną ścieżki, pies lata po drugiej, a w poprzek ścieżki rozciągnięta jest cienka smycz. Ręce opadają.
Na rowerze jeżdżę w butach SPD. To taki system specjalnych pedałów i butów - stawiamy buta na specjalnym pedale i wbudowany w niego blok łączy się pedałem. Od tego momentu jesteśmy "złączeni" z rowerem. By się wypiąć trzeba skierować piętę na zewnątrz i "uwalniamy" się od roweru. Kiedyś jeździło się w "noskach", dziś sporo osób korzysta właśnie z tego systemu. Zalety są spore - większa średnia prędkość, łagodniej znosi się podjazdy, noga nigdy nie ześlizguje się z pedałów. System posiada też wady - trzeba pamiętać o wypięciu, reakcja przy utracie równowagi czasem jest na tyle spowolniona, że wzrasta ryzyko upadku, no i właśnie w przypadku ataków psów nie od razu jest tak łatwo bronić się np. wystawiając nogę, czy "sprzedając kopa" kundlowi.
Dziś przejechałem się nową ścieżką od ulicy Wrocławskiej do Jędrzychowic. Jakieś 100m od końca asfaltu, na wysokości wsi zaatakował mnie mały kundel. Miało to miejsce na polnej drodze. Piesek zaczął skakać mi do łydek, więc wypiąłem nogę z SPD chroniąc się jakoś przed upadkiem i wystawiłem ją w kierunku psa - zwykle większość z nich odskakuje na bezpieczną odległość i ujada z daleka. Tym razem to nie wystarczyło i pies ciągle za mną leciał i skakał, by ugryźć. Zawsze mam przy sobie żel pieprzowy na psy, ale ze względu na wielkość kundla szkoda było mi go użyć. Wściekły po kilku atakach psa wypiąłem się, zatrzymałem, zeskoczyłem z roweru szykując się do kopnięcia szkodnika. Nie miałbym żadnych wyrzutów sumienia. Kocham przyrodę, zwierzątka i szanuję wszystko co żyje. Nie miałem za to chęci jechać na pogotowie i łazić na szczepienia przeciw wściekliźnie. Prawo przyrody - silniejszy wygrywa - ja go nie atakowałem. Tuż przed kopnięciem kątem oka zobaczyłem, że 20 metrów dalej zza krzaka wychodzi Pani z wózkiem i jakimś dzieciakiem i patrzy na wszystko. Zacząłem krzyczeć do niej, czy to jej pies - oczywiście ciągle odganiając się ataków kundla. Pani potwierdziła, po czym zapytałem czemu go nie zawoła i czy nie widzi, że mu zaraz zrobię krzywdę. Pani odkrzyknęła: "ALE ON SIĘ NIE SŁUCHA". Ręce mi opadły... Co trzeba mieć w głowie, by puszczać psa samopas i to zupełnie nieposłusznego? Trociny? Odkrzyknąłem, że po to jest smycz i czy chce by pies marnie skończył. Po tym kundel miał jakiś przebłysk instynktu samozachowawczego i odsunął się trochę. Wskoczyłem na rower, pies biegł za mną szczekając, ale już nie próbował mnie gryźć.
Po co to opisuję? Choćby po to, żeby uświadomić właścicieli psów, że ich Reksio, Pchełka itp. powinna być trzymana na smyczy. Niech zdają sobie sprawę, że w obronie siebie większość rowerzystów nie będzie miało skrupułów i w obronie łydek może ranić, czy zabić psa. Dla niego to zabawa, dla nas walka. Buty SPD mają metalowe bloki wkręcone w podeszwę - jeśli pies zostanie trafiony tą częścią w pysk, to będzie zbierał zęby. Jeśli ugryzie mnie jakiś kundel i ustalę właściciela, to wytoczę mu proces o odszkodowanie i zwrot kosztów leczenia. Jak na razie porządnego "kopa" w psi pysk dostał jeden duży czarny pudel na ulicy Górnowiejskiej. Właścicielka szła 10m od psa rozmawiając z koleżanką, widząc atak na mnie, próby odganiania zupełnie nie reagując. Za to zareagowałem ja. Mam nadzieję, że kundel przemyśli kolejny atak na rowerzystę.
To tyle jeśli chodzi o spotkania z psami. Wzrasta świadomość właścicieli psów, drażni głupota ludzi spacerujących całą szerokością ścieżek. Jeszcze wiele przed nami. Fajnie jest widzieć, że na nowych ścieżkach jest coraz więcej rolkarzy, rowerzystów, biegaczy. Oby tylko szybko udało się rozwinąć sieć ścieżek za Jędrzychowice i w kierunku Bogatyni.
Pozdrawiam!
|