Dowódca Grupy G. Fecyk – nazywam się Gerard Fecyk, jestem dowódcą Grupy Poszukiwawczo - Ratowniczej z Centrum Szkolenia Specjalnego. Jesteśmy organizacją jakby działającą poza Rządem, aczkolwiek mamy doświadczenie w miejscach objętych kataklizmem, czyli w miejscach gdzie ta pomoc normalnie nie dociera żadnymi jakimiś drogami, subwentami, helikopterami, czy ciężkimi transporterami pływającymi. Nasza firma jest wyposażona oczywiście w specjalny sprzęt. Sprzęt umożliwiający docieranie do takich miejsc, osób poszkodowanych. Wiem, że mam bardzo mało czasu, także postaram się streścić. Akurat krasomówcą nie jestem, także jak popełnię jakieś faux pas to proszę mi wybaczyć. Miałem zapisaną tutaj przemowę, ale mam to gdzieś powiem może w kilku słowach tak, jak najprościej to potrafię. Wywodzimy się z wojska więc tak po wojskowemu państwu powiem: krótko, zwięźle i na temat. W momencie, kiedy zaczęła się cała ta katastrofa nasza firma oddelegowała płetwonurków. Ja osobiście jestem instruktorem płetwonurkiem i ratownikiem, kolega skacze na spadochronach. Jeszcze mamy w swoim poddziale mamy lekarzy, mamy wyspecjalizowanych ratowników, no i stwierdziliśmy, że ta pomoc będzie potrzebna. Osobiście wyciągaliśmy ludzi z miejsc, gdzie woda miała prędkość nurtu ponad 100 km/h i dzięki specjalnemu wyposażeniu byliśmy w stanie to zrobić. Tak słuchałem tutaj przedmówców o zniszczeniach, o tym o tamtym, ale gdzieś mi się po drodze rozmyło parę rzeczy, więc może ja tak powiem jeżeli chodzi o ludzi. Proszę państwa, byliśmy – zacznę tutaj od Zgorzelca. Rozpoczęła się cała tragedia z naszego wizerunku jakby w Zgorzelcu, ponieważ w Zgorzelcu na wysokości ulicy Henrykowskiej, czyli jak się wyjeżdża ze Zgorzelca w kierunku na Żagań, co niektórzy państwo wiedzą, co niektórzy niech się dowiedzą, rozpoczęliśmy akcję ratunkową wyciągnięcia z zalanego terenu 15 osób, które osadziły się na dachu. Żadne PTS, czyli pływające transportery specjalnie nie były w stanie dotrzeć do tego miejsca, ponieważ prąd był tak silny, że nawet transportery ulegały sile tego prądu. Żadne RIB-y, czyli hybrydowe łodzie motorowe nie były w stanie tam dotrzeć, ponieważ rzeka czy ten nurt, który zalewał był na tyle płytki, że śruba nie była w stanie, że tak powiem kierować tą łodzią czy tym pontonem. Ja wiem, że ktoś może powiedzieć, że od tego jest policja, służby, wojsko, tak się nasłuchałem, że tysiące ludzi pościągało tam. No pewnie zgadza się tez to widziałem, z tymże wojsko i policja, straż pożarna ma bardzo wyspecjalizowaną, wąską szczelinę. Nie mają ci ludzie przeszkolenia do tego, aby działać w takich ekstremalnych sytuacjach. Muszą się zastanowić czasami nad tym, czy nie dostanie gdzieś tam potem od przełożonego za sprzęt, który zostanie zniszczony. My to mamy gdzieś. Po prostu jeżeli widzę, że ktoś umiera, czy pan, pani czy ktokolwiek tu na tej sali to ja i moi koledzy nie będziemy się zastanawiać. Jak mam zginać to przynajmniej z hukiem. Takich wariatów jak my niestety potrzeba i wychodzę tu do państwa z taką propozycją, bo działaliśmy również tutaj przy sztabie kryzysowym w Zgorzelcu oraz nieśliśmy pomoc odciętym Markocicom, to jest dzielnica na Bogatyni, za chwileczkę o niej powiem w trzech zdaniach. Wychodzimy z propozycja utworzenia grupy poszukiwawczo-ratunkowej, byłaby to pierwsza grupa działająca na terenie państwa polskiego wypadowa, która byłaby w stanie docierać w każde miejsca, podkreślam, w każde miejsce i działać w każdych warunkach. Na utworzenie takiej grupy nie potrzeba jakiś specjalnych środków, tylko potrzeba chęci. Natomiast, jak możemy działać, już jak powiedziałem, powiem to w trzech zdaniach. Byliśmy świadkiem, gdzie zawaliły się na naszych oczach dwa obiekty, dwa budynki. Jeden 3 piętrowy, drugi bodajże 2 piętrowy. Stała oczywiście straż pożarna, było wojsko, ale ze względu na specyfikę swojej służby nie byli w stanie zrobić niczego. Mogli tylko dobrymi chęciami w jakikolwiek sposób próbować na linach gdzieś kogoś transportować. Był budynek stojący przed nami, który miał około 2 pięter i jedna ściana była wykonana z tak zwanego muru pruskiego. Budynek już był podmyty w około 40% z jednej strony. Naszym autem terenowym jest taki potężny samochód wielozadaniowy. Wjechaliśmy tyłem auta niszcząc ścianę i oparły się krokwie tego budynku o nasz samochód, dzięki temu ludzie mogli wyjść z budynku. Odjeżdżając oczywiście budynek się zawalił z tym, że tak jak powiedziałem, zaraz po naszym odjeździe ten budynek postał jeszcze z 30 sekund, może 40 i się zawalił. W momencie gdy dojeżdżaliśmy do Markocic z drogi z każdej strony był poodcinane. Słyszeliśmy tu, że dojeżdżali ludzie autami terenowymi i tak dalej, z tym że no oczywiście robili to na własne ryzyko, bo widzieliśmy jak prowadzą co poniektórzy te samochody to… nie są do tego celu, że tak powiem ci ludzie przeznaczeni, ani przeszkoleni. Tak jak powiedziałem, jeżeli chodzi o współpracę, o koordynację widzieliśmy ogólnie chaos i pozwoliliśmy sobie pomóc i ogarnąć troszeczkę temat.

Przewodniczący J. Pokój – panie Dowódco, ale to już czas pana mija.

G. Fecyk – ja już będę kończył, zatem tak krótko do rzeczy. Chciałem na podsumowanie żebyście państwo, bo wy macie moc sprawczą, wy jakby jesteście ludźmi, którzy mogą podejmować jakiekolwiek decyzje i bardzo bym pragnął żeby to moje wystąpienie nie zostało gdzieś bez jakiegoś echa, tylko żebyście sobie wzięli to do serca i żeby w tej legislacji całej nie rozpłynęło się to gdzieś. Bardzo proszę, żeby się każdy ścisnął tam gdzieś i naprawdę zajął się gorąco tym tematem. Panowie – wiadomo za jakie części ciała, a panie za serce. Dziękuję ślicznie.

Wrzucił bym zdjęcie samochodu ale coś mi nie wychodzi

Wysłałem Ci PW, sprawdź.