Cytuj:
Jacek Faraś: Trudny pierwszy sezon
- Jedno co mam sobie do zarzucenia, to faktycznie brak pozyskania sponsora strategicznego. Do tego się przyznaję i biję się w pierś – mówi prezes Stali Stalowa Wola S.A., 11. klubu Tauron Basket Ligi, Jacek Faraś.
Tomasz Błażejowski: Jak pan oceni zakończony sezon pod względem sportowym?
Jacek Faraś: Myślę, że pod względem sportowym oczekiwany przez nas, jak i przez kibiców, wynik został osiągnięty. Utrzymaliśmy się przecież w lidze. W trakcie sezonu pojawiły się aspiracje na wyższe miejsca w tabeli, aczkolwiek widać było, że jeszcze nam brakuje trochę doświadczenia i obycia na ekstraklasowych parkietach.
Pod względem ekonomicznym nie było chyba już tak dobrze?
- Główny sponsor, jakim okazało się miasto, wywiązał się w stu procentach ze swoich założeń. Natomiast dużo większego odzewu spodziewałem się w przypadku firm oraz prywatnych sponsorów. Myślałem, że hasło „Ekstraklasa” przyciągnie rzeszę firm, które będą chciały nam pomóc. Z kolei jeśli chodzi o sponsora tytularnego to w dalszym ciągu trwają rozmowy i na ten temat w tej chwili mogę jedynie tyle powiedzieć.
W połowie sezonu pojawiły się informacje o możliwości pozyskania sponsora z zagranicy...
- Główna decyzja zapadnie najprawdopodobniej w Szwecji. Dla firmy nie jest to prosta sprawa, ponieważ musi ona najpierw zbadać rynek pod kątem tego, czy będzie im się tutaj opłacało inwestować pieniądze.
Wielu kibiców zarzuca Panu, to że do tej pory nie zdołał pan pozyskać firmy, która wyłoży pieniądze na sponsorowanie drużyny. Wytłumaczy to Pan jakoś?
- Zgadzam się z tym w stu procentach. Myślałem, że będzie dużo łatwiej. Wydawało mi się, że głód na koszykówkę w Stalowej Woli będzie o wiele większy. Rozmawiałem niedawno z kilkoma prezesami z Polski, w tym z prezesem Polonii Azbud Warszawa Wojciechem Kozakiem, i wiem, że nie tylko w Stalowej Woli jest trudno pozyskać sponsora. Jeśli Warszawa nie może sobie poradzić ze znalezieniem tytularnego sponsora to widać, że nie tylko u nas jest ciężko. Kryzys do nas tak naprawdę dopiero do nas dociera.
Na pewno nie jest tak, że pieniądze leżą na ulicy, a ja nie potrafię się po nie schylić. Cały czas zmieniamy oferty, dzwonimy do ludzi, przygotowałem film promocyjny zawodników, żeby w jakikolwiek sposób znaleźć ścieżkę do tych sponsorów. Nie jest łatwo.
Po zapewnieniu sobie utrzymania, zespół przegrał, łącznie z fazą eliminacji play-off aż osiem kolejnych spotkań. Ze strony kibiców słychać było wiele głosów, że odpuściliście już sezon. Było tak?
- Nie powinniśmy mówić tutaj w liczbie mnogiej. Zarówno ja, jak i cały zarząd, jesteśmy cały czas skupieni na tym co mamy robić. Jeżeli chodzi o drużynę nie sądzę, że odpuścili. Nawet po rozmowach prywatnych z zawodnikami to nie była kwestia odpuszczenia. Po prostu, w pewnym momencie do głowy przychodzi taka myśl, że zakładany cel został osiągnięty i mimo, że człowiek się stara to tak naprawdę nie jest już w pełni skupiony. Jak twierdzili zawodnicy, oni byli zaangażowani w każdym kolejnym spotkaniu tak samo jak wcześniej. Do końca nie myśleli również o tym, że mecz jest ważny czy nie. Swego czasu grałem w kosza i wiem, że jak się np. prowadzi trzydziestoma punktami w meczu to zaczyna się wprowadzać różnego rodzaju fantazje. Jako kibic też by to w ten sposób odebrał. Znam jednak chłopaków i to nie są goście, którzy powiesiliby rękawice na kołku i powiedzieli, że więcej się nie biją.
Kibice byli również niezadowoleni z faktu rozgrywania dwóch pierwszych spotkań eliminacji play-off na wyjeździe. Pojawiło się bardzo wiele negatywnych w stosunku do Pana komentarzy.
- Bardzo wiele, szczerze mówiąc bardzo bolesnych dla mnie komentarzy. Ja tak naprawdę odpowiadam za sytuację finansową spółki i każdorazowy wyjazd jest dla mnie dużym wydatkiem. Z tego trzeba sobie zdawać sprawę. Wyjazd do Koszalina nie jest też przecież wyjazdem do Jarosławia, gdzie jedzie się dwie godziny. Ta podróż trwa 16 godzin. Trzecia sprawa to remont naszej hali. Dostałem pismo od MOSiR, w którym zawarto informacje, że kategorycznie od 19 kwietnia szatnie w hali są nam zabrane. Ponadto prośbę o rozegranie dwóch spotkań w Koszalinie wyraził sam zespół AZS. Klub z północy zaoferował mi część opłaty, między innymi za nocleg. Kalkulując to wszystko, stwierdziłem, że to było dobre dla spółki. Liczyłem się jednak z tym, że dostane naganę od kibiców. Serdecznie mogę za to przeprosić ale proszę mnie też zrozumieć.
Po takiej fali krytyki myśli pan o rezygnacji z funkcji prezesa spółki?
- Od ponad miesiąca czasu rozważam tą myśl. To już nawet nie chodzi o to, że kibic na mnie naciska, ponieważ uważam, że dobrze wypełniam to co zostało mi powierzone przez radę nadzorczą. Tak jestem również opiniowany przez nich. Nie mogę się także sugerować ludźmi, którzy siedzą przed monitorem i wklepują tam swoje myśli. Zawsze wychodzę z założenia, że jeżeli ktoś do mnie ma jakieś pytania i chce zobaczyć jak to tak naprawdę wygląda to ja bardzo serdecznie zapraszam na kilka dni do pracy. Wówczas można zobaczyć w jakich realiach się tutaj obracamy. To nie jest tak, że się po prostu siedzi i nic nie robi. Zdajmy sobie sprawę z tego, że całą spółkę tworzy moja osoba z kierownikiem drużyny Robertem Rydzem oraz z organizatorem Robertem Grzybem. Jest nas trzech młodych chłopaków, którzy tak naprawdę wszystkiego uczą od podstaw. Chodzi mi o samo wejście w zasady funkcjonowania spółki, prowadzenie i organizację spotkań zarówno u siebie jak i na wyjeździe itd. Jedno co mam sobie do zarzucenia, to faktycznie brak pozyskania sponsora strategicznego. Do tego się przyznaję i biję się w pierś.
Wobec tego decyzja o rezygnacji już zapadła?
- Zrzekłem się swojego wynagrodzenia, więc od początku kwietnia pracuję społecznie. Nie chce żeby zarzucano mi, że się dorabiam na spółce. Tak naprawdę chodzi o to aby stanąć na nogi. Chciałbym żeby nie tylko koszykówka w Stalowej Woli stanęła na nogi, ale również piłka nożna. Na dzień dzisiejszy, póki nie znajdziemy sponsora strategicznego będę pracował społecznie.
Jakie wnioski na zakończenie tego sezonu?
- Trzeba cały czas pracować. Myślę, że dopiero teraz zaczyna się najgorętszy okres i najbardziej wytężona praca nad opracowaniem zarówno nowego budżetu, jak i wysyłaniem nowych ofert dotyczących możliwości finansowania zespołu.
A co się stanie, gdy nie uda się pozyskać pieniędzy?
- Wtedy zastanowię się nad rezygnacją. Bo być może faktycznie jest coś w mojej osobie takiego, co nie przyciąga sponsora do spółki.
Bardzo chętnie spotkam się też z kibicami. Jeżeli mają jakieś pomysły, które można wdrożyć, chętnie posłucham, chętnie wprowadzę. Równie dobrze, nie będąc prezesem spółki, a będąc zwykłym kibicem, zachęcam do pracy nad tym aby koszykówka w Stalowej Woli istniała. Chcę dać również kibicom do zrozumienia, że nie biorąc pensji, jestem takim samym fanem jak oni, i chcę zrobić coś dobrego. Chcę pokazać kibicom to, że każdy z nas, czy to prezes czy np. spawacz, może zrobić coś dobrego dla spółki. Może przyciągnąć sponsora czy mieć fajny pomysł, który będzie można wdrożyć. To nie jest mój prywatny folwark. Jeżeli w mieście znajdują się ludzie, którzy mają na to lepszy pomysł, zapraszam.
Rozmawiał Tomasz Błażejowski
Gdyby nasz prezes miał tyle honoru....
[ Dodano: Sob Maj 01, 2010 1:14 pm ]