Cytuj:
06.05.2010 | 00:39
Witka: Turowowi nie odpuszczę
- O ile znam ludzi, którzy zarządzają Turowem, to chyba znaleźli sposób, aby trochę przyoszczędzić - mówi były gracz Turowa Robert Witka na temat wypowiedzi Justina Graya o tym, że klub nie chce mu wypłacić pieniędzy.
PRZEGLĄD SPORTOWY: Jak pan, jako jeszcze niedawny kapitan Turowa skomentuje fakt, że Justin Gray kłóci się teraz z klubem o pieniądze? Czy rzeczywiście, gdy jeszcze graliście razem sprawiał wrażenie zawodnika odległego od sportowej postawy?
ROBERT WITKA: Ciekawie się ta sprawa rozwija. O ile znam ludzi, którzy zarządzają Turowem, to chyba znaleźli sposób, aby trochę przyoszczędzić. Niestety. Gray nie jest chyba graczem, którego można obwiniać za wszystko. Na razie trafiło na niego, ktoś inny może być następny.
PS: A z panem wszystko załatwiono. Z Turowa nie odchodził pan z własnej woli. Za pracę "podziękowano", ale czy wypłacono wszystko, co w takiej sytuacji powinno trafić do pańskiej kieszeni?
Rozliczono się ze mną do końca lutego. Zresztą nastąpiło to całkiem niedawno. Wygląda to tak, że jeszcze pieniądze mi się należą i wcale nie ma ochoty z nich rezygnować.
PS: Porozmawiajmy chwilę o tym, skąd się wzięło to całe zamieszanie. Gdyby były sukcesy, to o żadnych kłopotach w rozliczeniach nawet byśmy nie usłyszeli. Tymczasem pretensje były, że gracie słabo, jakby komuś na złość. Może trenerowi?
Chciałbym, żeby wszyscy to zrozumieli: nie ma czegoś takiego jak granie przeciw trenerowi. To kompletnie bez sensu, bo w ten sposób robi się krzywdę sobie. Może kiedyś, gdy liga jeszcze nie była tak otwarta, zawodnicy byli w stanie zmieniać szkoleniowców, ale teraz? Jeśli grasz słabo, to w pierwszej kolejności sam sobie wystawiasz marne świadectwo. To zwyczajny strzał we własne kolano.
PS: Nie da się jednak ukryć, że Turów w tym roku furory nie zrobił.
Oczywiście, że tej drużynie nie szło. Nie da się ukryć, że zawodnikom brakowało pewności siebie. Każdy czuł się niepewnie. Moim zdaniem koszykarzom brakowało zaufania ze strony trenera. Wystarczał jeden błąd i już gracz sadzany był na ławce...
PS: Ależ trener Andrej Urlep przez te wszystkie lata w Polsce dał się poznać jako szkoleniowiec z zasadą "ławka za karę". Czy gdy współpracował pan z nim wcześniej tego nie było?
Było, ale nie aż w takim stopniu. Wcześniej trener Urlep był taki, że miał zestaw zasad, których trzymał się z żelazną konsekwencją i wiele spraw było jasnych. W tym roku bywało jednak tak, że sam sobie
niektórymi decyzjami zaprzeczał. Zdarzało się, że zawodnik siadał na ławce, bo uśmiechnął się, a nie powinien.
PS: Zauważyłem, że trener Urlep w ostatnim czasie próbował się zmienić, tak aby jego drużyna nie była kojarzona wyłącznie z defensywą. Sam mówił, że koszykówka się zmienia, że trzeba więcej szybkiego ataku... Czy to przeobrażanie mu nie wyszło, stracił swoje atuty?
Chyba nie wyszło. Brakowało w drużynie stabilizacji. Przecież nie przez przypadek w mecze w wyjściowej piątce zaliczyło trzynastu, czy nawet piętnastu graczy. Kolejna kwestia to fakt, że zabrakło porozumienia na linii trener -- pierwszy rozgrywający. Willie Deane przyjechał z ligi bułgarskiej i okazało się, że polska i bułgarska koszykówka jednak trochę się różnią. U trenera Urlepa nie szło mu już w ogóle. Pojawił się TJ Thompson, gracz po kontuzji, więc jemu też nie szło. Wreszcie Jarryd Loyd, który w Stalowej Woli był bardzo ważną postacią. W Turowie tak się jednak zestresował, że ciężko było mu grać, coś wymyślić na boisku. A bez dobrej "jedynki" cały zespół będzie miał kłopoty...
PS: Czy to nie jest jednak zbyt łatwe usprawiedliwienie?
W zeszłym sezonie, proszę pamiętać, także mieliśmy trudny okres i wtedy przyszedł do nas Tyus Edney. Gracz niezbyt młody, ale tak doświadczony, że wszystko był w stanie na parkiecie poukładać. On tak kontrolował tempo, wiedział kiedy przyspieszyć, kiedy zwolnić, a kiedy wziąć ciężar na siebie, że granie z nim to była przyjemność. Gdy tylko pojawił się w drużynie, od razu zaczęliśmy spisywać się lepiej.
PS: A zatem Turów miał w tym roku pecha, bo nie trafił na swojego drugiego, kolejnego Edneya?
Nie wiem, może transferów dokonywano zbyt szybko i dlatego tak wyszło. Co by było, gdyby ktoś taki się pojawił? Także nie wiemy i już się nie przekonamy.
PS: Na koniec jeszcze pytanie o -- ujmijmy to w ten sposób -- pański los. Zastanawiał się pan nad wyjazdem gdzieś za granicę, tymczasem widzimy, że został pan w kraju. W Sopocie mecze Trefla pan sobie ogląda...
Mam mieszkanie w Trójmieście i sobie odpoczywam. Razem z agentem uznałem, że w ostatnich latach miałem na tyle krótkie urlopy z powodu wyjazdów na różne kadrowe konsultacje, że dłuższy odpoczynek się przyda i wyjdzie mi na dobre.
PS: W przyszłym sezonie chciałby pan zagrać w jakiejś innej lidze niż nasza TBL?
W tej chwili jeszcze wszędzie toczy się rywalizacja, więc za wcześnie, żebym miał pewność. Owszem, zastanawiałem się nad tym, czy nie warto byłoby wyjechać, ale z drugiej strony mam za sobą kiepski sezon, więc o znalezienie jakiegoś ciekawego miejsca do grania będzie trudno. Ale zobaczymy, co tam uda się agentowi zdziałać.
Rozmawiał RAFAŁ TYMIŃSKI
za:
http://www.sports.pl/Koszykowka/Witka-T ... 1,297.htmlCytuj:
06.05.2010 | 01:10
Szef Turowa zszokowany słowami gracza
- Klub ma zobowiązania wobec zawodnika, ale zawodnik też ma zobowiązania wobec klubu. Gracze często nie pamiętają o tym - mówi prezes Turowa Zgorzelec Jan Michalski na temat rozliczeń z Justinem Grayem, który zarzucił klubowi, iż ten nie chce mu zapłacić.
PRZEGLĄD SPORTOWY: Rozgrywający Turowa Justin Gray napisał, że wasz klub nie chce mu wypłacić wszystkich należnych pieniędzy. Co pan na to?
JAN MICHALSKI (prezes PGE Turowa Zgorzelec): Znam tę wypowiedź tylko z doniesień dziennikarzy i nie chciałbym tej sprawy komentować.
PS: Czyli to nieprawda, co Gray napisał?
Na spotkaniu przedstawiliśmy ocenę poszczególnych graczy. Były uwagi dotyczące zachowania Justina. Jego wypowiedź będzie poddana analizie. On też może odpowiedzieć za swoje słowa. Kontrakt zawiera przecież zobowiązania obu stron. Muszę podkreślić, że z każdym koszykarzem rozmawialiśmy osobiście. Gra zespołu nie przysporzyła nam zaszczytów, ale nie traktujemy tego jak rozliczenie. Do niektórych graczy prawie nie było zastrzeżeń, do innych były poważne. Mamy uwagi trenera Andreja Urlepa na ten temat i chyba nie ma lepszego momentu na podsumowanie postawy graczy niż koniec sezonu. Powiedzieliśmy, że w przypadku różnicy zdań możemy zdecydować się na rozstrzygnięcie w sądzie. Wszystko reguluje umowa. Klub ma zobowiązania wobec zawodnika, ale zawodnik też ma zobowiązania wobec klubu. Gracze często nie pamiętają o tym. Gray podpisał przecież regulamin. A Polska Liga Koszykówki ma zdeponowane kontrakty i jeśli nie uregulujemy zobowiązań, to może klubu nie dopuścić do następnego sezonu.
PS: Mówiąc o zastrzeżeniach do Graya ma pan na myśli postawę na boisku czy zachowanie poza nim?
To nie jest tak, że zawodnik chciał, ale mu nie wychodziło. Mówimy o sytuacji, w której określone zdarzenia podczas meczu klub uważa za karygodne i niewynikające ze sportowej postawy. Jednocześnie czujemy się zniesmaczeni słowami Graya. Ja jestem zszokowany.
PS: Słyszał pan, że kibice zbierają podpisy pod petycję do PGE o odwołania pana ze stanowiska prezesa. Jest pan tym zdziwiony?
(śmiech) To są te same osoby, które rok temu, gdy w trudnym momencie obejmowałem stanowisko już uważały, że się nie nadaję. Mieliśmy wtedy siedem kolejnych porażek i trudną sytuację finansową. Gdy zdobyliśmy wicemistrzostwo i rozliczyliśmy się ze wszystkimi koszykarzami, przyjęły to jednak jak oczywistą oczywistość. Zdaję sobie sprawę, że opinie kibiców są często uzależnione od wyników klubu, ale ja zależę od organów nadrzędnych naszej spółki. Tegoroczny wynik pokazuje, że drużyna była źle zbudowana. Zmiany w połowie sezonu nie pomogły. I kto ma ponieść odpowiedzialność? Przecież nie trener, nie zawodnicy, tylko prezes, bo on wychodzi na parkiet i gra (śmiech). Tak poważnie, to na wszystkich kontraktach był mój podpis i przyjmuję odpowiedzialność. Jest takie, pasujące do tej sytuacji, przysłowie: dobrymi intencjami piekło jest wybrukowane. A odwołanie prezesa to nie jest problem.
PS: Czy po tak nieudanym sezonie PGE nadal będzie sponsorem Turowa?
Za wcześnie, by na ten temat mówić. Niemniej sprawy dotyczące kolejnego sezonu były omawiane już wcześniej. Chcemy, by powstał zespół z dłuższą perspektywą, nie tylko na jeden sezon. Rozmawiamy o trzyletniej umowie i mam nadzieję, że koniec będzie pozytywny. To pozwoliłoby budować zespół nie na jeden sezon, ale na dłużej. Dawać szansę własnym talentom, a nie tylko je ściągać.
ROZMAWIAŁ: JAKUB WOJCZYŃSKI.
za:
http://www.sports.pl/Koszykowka/Szef-Tu ... 1,297.htmlCytuj:
06.05.2010 | 12:16
Turów: Przepychanki o pieniądze
- Oni nie chcą mi zapłacić - pożalił się rozgrywający Turowa Zgorzelec Justin Gray. Prezes klubu Jan Michalski sugeruje niesportową postawę zawodnika na boisku.
Wicemistrz Polski zakończył sezon przedwcześnie, już w pierwszej rundzie play-off. Po takim rozczarowaniu wiadomo było, że zacznie się rozliczanie, szukanie winnych i przepychanki. – Próbowali mi powiedzieć, że nie dostanę moich pieniędzy. Wow... Tylko w Europie! Ale nie zapominajcie, że jestem z Beatties Ford (region w USA w okolicach Charlotte – przyp. red.). Nie wybieram się do domu dopóki nie zapłacą. Możecie w to wierzyć! – napisał Gray na swoim Twitterze, czyli mikroblogu. Nic więcej od niego nie wyciągnęliśmy, bo koszykarz wyłączył telefon i ... zablokował Twittera.
– Znam tę wypowiedź z doniesień dziennikarzy – mówi prezes klubu, Jan Michalski. – Jestem zszokowany. Czujemy się zniesmaczeni tymi słowami. To nie jest tak, że chciał, ale mu nie wychodziło. Przecież mówimy o sytuacji, w której określone zdarzenia podczas meczu klub uważa za karygodne i niewynikające ze sportowej postawy – dodaje nieco enigmatycznie prezes.
Jakie są, tak naprawdę, zastrzeżenia do Graya? – Z każdym koszykarzem rozmawialiśmy osobiście. Do niektórych prawie nie było zastrzeżeń, do innych były poważne. Mamy uwagi trenera Andreja Urlepa na ten temat i chyba nie ma lepszego momentu na podsumowanie postawy graczy niż koniec sezonu – uważa Michalski. – Powiedzieliśmy, że w przypadku różnicy zdań możemy zdecydować się na rozstrzygnięcie w sądzie. Wszystko reguluje umowa. Klub ma zobowiązania wobec zawodnika, ale zawodnik też ma zobowiązania wobec klubu. Gracze często nie pamiętają o tym. Gray podpisał przecież regulamin – tłumaczy prezes.
Podobno największe zastrzeżenia do Amerykanina spowodowały przegrane mecze z Treflem w Sopocie. W nich Gray trafił zaledwie dwie „trójki”, mimo trzynastu prób. W całym sezonie i tak został jednak drugim strzelcem drużyny ze średnią 14,8 punktu oraz 3,3 asysty. Do połowy kwietnia nieźle rzucał z dystansu, ze skutecznością wynoszącą blisko 40 procent. Potem na treningu doznał jednak kontuzji prawej, rzucającej dłoni. Po urazie, grając z opatrunkiem, trafił 10 z 37 rzutów zza łuku.
Były kapitan Turowa, Robert Witka, który z drużyny został – de facto – wyrzucony w marcu, mówi o sprawie otwarcie. – O ile znam zarządców tego klubu, to mają ochotę trochę teraz przyoszczędzić. Na razie trafiło na Graya, a potem może być ktoś inny – twierdzi trzykrotny wicemistrz Polski w barwach Turowa, któremu podziękowano, gdy udzielił wywiadu ... o słabym poziomie sportowym własnej drużyny. – Mnie wypłacono za czas do lutego. Należą mi się jeszcze pieniądze od Turowa i wcale nie mam ochoty tego odpuścić – podkreśla Witka. Pozostali koszykarze nie są już tak chętni, aby wprost opowiadać o rozliczeniach z klubem. – Na razie nie chcę komentować tej sprawy – stwierdza Michał Chyliński. – No i co ja mam odpowiedzieć? Napiszcie, że odpowiedziałem „pomidor”. Mam jeszcze ważny kontrakt z tym klubem – przypomina Adam Wójcik.
Poruszeni są kibice, którzy skierowali do głównego sponsora, firmy PGE petycję, z prośbą o odwołanie prezesa Michalskiego. „Bardzo osłabił pozycję marketingową grupy PGE S.A. , podejmując błędne decyzje w sprawie kontraktowania szkoleniowców oraz zawodników, a także w wypowiedziach ośmieszających sposób zarządzania klubem” – napisali. – To te same osoby, które rok temu, gdy w trudnym momencie obejmowałem stanowisko już uważały, że się nie nadaję. Gdy zdobyliśmy wicemistrzostwo przyjęły to jednak jak oczywistą oczywistość – mówi Michalski. – Tegoroczny wynik pokazuje, że drużyna była źle zbudowana. Zmiany w połowie sezonu nie pomogły. I kto ma ponieść odpowiedzialność? Przecież nie trener, nie zawodnicy, tylko prezes, bo on wychodzi na parkiet i gra – ironizuje. – Tak poważnie, to na wszystkich kontraktach był mój podpis i przyjmuję odpowiedzialność. A odwołanie prezesa to nie jest problem – zauważa Michalski, który jednocześnie już negocjuje z PGE warunki dalszej współpracy. – Rozmawiamy o trzyletniej umowie, która pozwoli budować zespół nie na jeden sezon, ale na dłużej – ujawnia prezes Turowa.
RAFAŁ TYMIŃSKI, JAKUB WOJCZYŃSKI
za:
http://www.sports.pl/Koszykowka/Turow-P ... 1,297.html