oto drugi reportaż:
==============================
Doczepka Stolicy Kultury
„Otrzymanie tytułu Europejskiej Stolicy Kultury jest władzom Zgorzelca nie na rękę. Dlatego nic nie robią, tylko wyciągają ręce po pieniądze. Ale gdy Goerlitz dostanie ten tytuł, burmistrz powie, że to jego zasługa.”
Wrocław Główny. Mimo ładnego poranka, halę peronową okrywa mrok, rozświetlony miejscami nienaturalnym światłem lamp sodowych. Na peronie brudny, stary piętrowy skład. Przez szyby ciężko cokolwiek zobaczyć.
– Mamy jechać tym złomem?
Odpowiedź tkwi na peronowym wyświetlaczu: stacja docelowa Zgorzelec.
Na tabliczce wewnątrz składu widzę miejsce produkcji: Goerlitz. Właśnie tam, w ramach międzynarodowej współpracy, kończy bieg większość osobowych jadących w tym kierunku. Tego jednak Niemcy do siebie nie wpuszczą – nie chcą widzieć u siebie „piętrusów” w tak złym stanie.
Wysiadam na stacji w mieście granicznym. W użyciu jest tylko jeden tor, na miejscu drugiego trwają prace związane z modernizacją polskiej części jednej z europejskich magistrali kolejowych. Wszystko jest pokryte powoli topniejącym śniegiem, nie licząc odśnieżonego wąskiego pasa peronu. Przy nim straszy widok opuszczonego budynku stacyjnego, z powybijanymi szybami i płatami odpadającą farbą. Właśnie to widzą Niemcy, gdy wjeżdżają do Polski pociągiem.
Kilkaset metrów od stacji dostrzegam pierwszy przejaw tego, czym mam się zająć: rozwieszony nad drogą niebieski baner z logiem i napisem „Zgorzelec-Goerlitz – Europejska Stolica Kultury 2010.”
Wcześniej na forum zgorzelec.info trafiłem na długi temat dotyczący tej kandydatury. Osoba o nicku khs2010 roztacza świetlaną wizję jednego z projektów:
– Przekształcimy Zgorzelec w witrynę, gdzie w mniej więcej 50-70 sklepach, artshopach, będzie można oglądać i kupować wszystko, co najlepsze w polskiej sztuce współczesnej.
Z autorem wypowiedzi telefonicznie umawiam się przy Moście Staromiejskim. Dowiaduję się, że pójdziemy na niemiecką stronę.
Dobry duch po drugiej stronie Nysy
Mój rozmówca okazuje się być poważnym, ubranym w płaszcz 60-latkiem, z czarną teczką w ręku. Most na niemiecki brzeg przekraczamy bez żadnych problemów, pokazując nasze dowody osobiste siedzącemu za szybą niemieckiemu pogranicznikowi. Później idziemy wąskimi, stromymi uliczkami zadbanej starówki.
Miejscem rozmowy okazuje się być Biuro Europejskiej Stolicy Kultury 2010, zlokalizowane na rynku. W oczy rzuca się nowoczesny wystrój wnętrza, ze znajdującym się w wielu miejscach charakterystycznym logiem, na którym nazwy dwóch miast łączy schematyczny „ludzik”.
W tej chwili w środku pracuje 5 osób. Oglądamy książki oraz broszury reklamujące Goerlitz i Zgorzelec. Dobry papier, ładne zdjęcia. Profesjonalnie wydane w trzech wersjach językowych, w tym polskiej. Wszystko sfinansowane przez niemiecką stronę.
– W biurze zostali zatrudnieni ludzie z doświadczeniem w organizowaniu dużych przedsięwzięć. Np. Baumgardt [szef Biura] był szefem niemieckiego pawilonu na targach EXPO.
Siadamy w sali konferencyjnej. Kawa, napoje, przyjemna atmosfera. Khs2010 to Andrzej Słomianowski. Urodził się w Lublinie, mieszkał przez wiele lat w Wielkiej Brytanii, Danii oraz Francji. Teraz żyje w Goerlitz, jako obywatel Republiki Federalnej Niemiec. Aktywnie działa w niemieckim biurze, choć nie jest jego etatowym pracownikiem. Janusz Przybyła nazywa go tutaj „dobrym duchem sprawy polskiej.”
– Na początku nie mogliśmy współpracować ze Zgorzelcem. Reguły gry po obu stronach granicy były różne – mówi Słomianowski.
To niemieckie miasto ubiega się o tytuł, jego władze zwróciły się do Polaków z propozycją współpracy:
– Niemcy uznali, że tylko wspólnie mamy szansę. Przybyła zaoferował, że pomoże stworzyć stowarzyszenie, które będzie zajmowało się projektem po polskiej stronie Nysy.
Stowarzyszenie na Rzecz Europejskiej Stolicy Kultury 2010 po polskiej stronie zaczęło swoją działalność kilka miesięcy temu. Na liście jego członków widzę, oprócz burmistrza, jego zastępcy oraz rzecznika prasowego, wielu innych pracowników Urzędu. Na forum internetowym pojawiają się opinie, że wielu z nich wstąpiło do niego po otrzymaniu służbowego polecenia.
Przychylne media
Próbuję skontaktować się z burmistrzem.
– Niestety, Pan Fiedorowicz wraz z zastępcą wyjechali do Brukseli – informuje miłym głosem sekretarka – ale proponuję spotkanie w rzecznikiem, panem Romanem Latosińskim.
Nie mam wyboru, zgadzam się.
Rozmawiamy w Urzędzie Miasta. Elewacja jest właśnie w trakcie remontu, wnętrze – tuż po. Straszy tylko widoczna z tylnego okna rozpadająca się kamienica. Mimo, że nazwisko rzecznika znajduje się na liście członków Stowarzyszenia, słychać wyraźną niechęć do Przybyły, który jest przecież jego przewodniczącym.
– Jedynym ich działaniem były prezentacje w szkołach podstawowych. Nie zdobywają pieniędzy, nawet nie przedstawiają konkretnych projektów. Słyszymy tylko, co przydałoby się zrobić.
Na forum Zgorzelca, w przedruku z niemieckiego artykułu znalazłem bardzo negatywną wypowiedź Przybyły o burmistrzu:
Burmistrz Zgorzelca, Mirosław Fiedorowicz mówi dużo, ale w gruncie rzeczy jest on przeciwny kandydaturze.
Pytam o nią rzecznika:
– Co do niektórych jego wypowiedzi, uważamy, że nie służą one dobru sprawy.
Po chwili rozmowy okazuje się, że realny zysk Zgorzelca z przyznania tytułu Goerlitz nie jest jeszcze znany. Wygrana niemieckiego miasta nie oznacza automatycznego przyznania funduszy unijnych polskiej stronie:
– Dopiero po rozstrzygnięciu będziemy mogli zacząć negocjacje finansowe – mówi z pewnym zdenerwowaniem rzecznik. – Wtedy dopiero będziemy mogli się starać o pieniądze.
Słyszę o niedawnych pozytywnych artykułach, które pojawiły się w „Rzeczpospolitej” oraz prasie lokalnej.
– My na prawdę robimy dużo, jeśli chodzi o informowanie mieszkańców. Wydajemy specjalny serwis prasowy, dostępny dla wszystkich. Niestety, mało kto przejawia zainteresowanie.
O rozjaśnienie sytuacji prosimy redaktora naczelnego lokalnego portalu – zgorzelec.info:
– Informacje wydawane przez Urząd Miasta są nieprzystępne dla przeciętnego odbiorcy. Większość artykułów nie przedstawia konkretów, tylko chwali burmistrza. Wiele zaczyna się od wstępu typu: „Dzięki działaniom burmistrza...” – mówi ubrany w dobrze skrojony garnitur Aleksander Pitura, charyzmatyczny 24-latek. – Zapewne ma to związek ze zbliżającymi się wyborami.
Z okien jego biura widać Urząd Miasta, z głośników sączy się fortepianowa muzyka. W rogu, obok kominka, stoi komfortowa sofa.
– Władza przyzwyczaiła się, że wszelkie informacje na ich temat są pozytywne. W pismach lokalnych pojawiają się całostronicowe życzenia, czy podziękowania, które do niczego nie są potrzebne, ale zasilają konta redakcji sporymi funduszami. – kończy Pitura.
Współpraca z konieczności
Poranek, kawiarnia „La Gondola” – to tutaj rozmawiam z Januszem Przybyłą. W 1984 roku wyjechał do USA. Po 10 latach zaczął podróżować po świecie, do Polski wrócił w 2003 roku. Mówi, że teraz stara się przyciągnąć do Zgorzelca poznanych przez ten czas poważnych inwestorów. Mnie jednak bardziej interesuje temat stowarzyszenia, którym kieruje.
Pytam o zarzuty Latosińskiego, dotyczące braku widocznych działań:
– Naszym celem jest jedynie pomaganie niemieckiej stronie. Aby to zrobić, staramy się dotrzeć z informacją do Polaków. Staranie się o pieniądze to nie nasza rola.
Przybyła nie ma konkretnej wizji zaangażowania Zgorzelca w ubieganie się o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury:
– Powinniśmy stworzyć jakieś ciało i zastanowić się, jaka jest rola polskiej strony. – mówi prezes. – Jak nie jestem fanem Niemców, nie lubię ich. Są zwyczajni, jak każda nacja. Ale musimy z nimi musimy współpracować i być cwani, żeby zdobyć jak najwięcej pieniędzy.
– Ci ludzie są tak naprawdę przeciwni otrzymaniu tytułu – ocenia działalność władz Zgorzelca – bo godzi w ich układy. Oni nie potrafią nic stworzyć, mają zbyt wąski sposób myślenia. Wolą po prostu wyciągać ręce po pieniądze, nic tak na prawdę nie wnosząc. Teraz większość imprez „kulturalnych” kojarzy się mieszkańcom z zielonymi namiotami, w których sprzedawane jest piwo. Natomiast niemieckie i unijne fundusze będą musiałby być wydawane pod kontrolą. Dlatego działalność stowarzyszenia jest im nie na rękę – konkluduje prezes – ale kiedy Goerlitz dostanie ten tytuł, burmistrz powie, że to jego zasługa.
– Zgorzelec to tylko doczepka do Goerlitz. – dodaje po chwili.
Działania Mirosława Fiedorowicza oraz całego Urzędu Miasta większość naszych rozmówców ocenia negatywnie:
– Sam burmistrz Zgorzelca jest w czterech stowarzyszeniach związanych z kulturą, ale w żadnym z nich nie działa aktywnie. Chodzi tylko o odparcie ewentualnych zarzutów, że nie zajmuje się tą dziedziną życia mieszkańców – dowiaduję się od redaktora jednego z lokalnych mediów.
Rządzący negatywnie oceniają Stowarzyszenie na Rzecz Europejskiej Stolicy Kultury 2010, którego są członkami. Czuć wzajemną niechęć ich oraz prezesa, który źle ocenia władzę.
– Oni wszyscy powinni ruszyć te tłuste tyłki i wziąć się za robotę – mówi prywatnie jeden z autorytetów związanych z kandydaturą.
Jak wyglądają oceny ludzi z zewnątrz? Według Przybyły 98% mieszkańców Zgorzelca nie wie nic o stolicy kultury. Krótki sondaż uliczny nie wypadł aż tak źle: większość osób wiedziała czym jest kandydatura, ale zaledwie kilku potrafiło ocenić działania związane z ubieganiem się o tytuł.
Do Wrocławia wracam także „piętrusem.” Znów wyprodukowanym w Goerlitz, ale jadącym tylko ze Zgorzelca. Jest jakby mniej zaniedbany, a przez szyby można bez przeszkód obserwować postępujący remont europejskiej magistrali.
Dawid Drechny
|