"Młodzi reporterzy w drodze". Czym jest projekt ?
Młodzież z Niemiec i Polski przygotowuje reportaże o pierwszych latach w Polsce i Niemczech po rozszerzeniu UE. W dwunarodowościowych drużynach szukają oni odpowiedzi na każde pytanie, które poprzez proces jednoczenia w Europie się narodziło. Taka drużyna przyjechała do naszego miasta zrobić reportaż o Europejskiej Stolicy Kultury 2010. Efektem ich pracy są artykuły 3 artykuły.
Oto pierwszy z nich:
================================================
Listek figowy dla Goerlitz
"Ludzie tutaj są głupi, mają wąskie horyzonty, klapki. Dla nich to taki duży festyn nad Nysą. Miesiąc albo dwa z zielonymi namiotami Lecha i kiełbasą” tak o podejściu Zgorzelczan do Europejskiej Stolicy Kultury mówi prezes stowarzyszenia na jego rzecz. Sam widzi w tytule wielkie szanse dla miasta i jego rozwoju. Szanse, które zapewne zostaną zmarnowane.
Godzina 14. Na dworze temperatura bliska zeru stopni, z dachów spada podtopiony, mokry śnieg z lodowymi soplami. „La Gondola” to jedyna kawiarnia czynna o tej godzinie w Zgorzelcu. Wewnątrz rozchodzi się zapach kawy i domowego ciasta, gwarno. Ktoś ogląda „Scooby Doo” na dużym ekranie. Wrzawa uzupełniana mieszanką co najmniej trzech języków.
Lożę na końcu sali zajmuje z nami Janusz Przybyła – niewysoki mężczyzna koło pięćdziesiątki, prezes Stowarzyszenia „Europejska Stolica Kultury 2010” dla miast Goerlitz-Zgorzelec, lokalny lobbysta, choleryk:
- Nie lubię mówić o sobie – zaczyna z niechęcią, ale ostatecznie wylicza – urodziłem się tutaj, jestem ze Zgorzelca, ale w 1984 wyjechałem do Stanów Zjednoczonych i wróciłem dopiero dwa lata temu
Inny nasz rozmówca twierdzi, że był tam deweloperem i ma aktualne kontrakty z amerykańskimi firmami. Sugeruje też, że Przybyle zależy na poprawie sytuacji w mieście, bo chce ściągnąć tu amerykański kapitał, a przy okazji dobrze sam zarobić.
Niczego z tego sam prezes Nam nie powiedział, za to chętnie mówi o swojej aktualnej działalności. Gdy wrócił do Zgorzelca, został członkiem Euroopery. Potem pojawił się projekt Stowarzyszenia Europejska Stolica Kultury po polskiej stronie, bo Niemcy potrzebowali pomocy:
- Zadzwonili do mnie. Początkowo Urząd Miejski w Zgorzelcu był bardzo pozytywnie nastawiony do tego projektu, nawet władze miasta zostały członkami naszego Stowarzyszenia. Ostatecznie pozostali nimi na papierze. Teczki cieni. - drwi prezes.
Nie lubi władz miejskich, one nie lubią jego. Na dźwięk nazwisk rzecznika prasowego UM – Latosińskiego i burmistrza – Fiedorowicza robi się nerwowy. Twierdzi, że burmistrz Fiedorowicz był szychą w komunistycznej armii, a gdy skończyła się służba, przeszedł do Urzędu Miejskiego [faktycznie na stronach Urzędu można przeczytać, że burmistrz był Pułkownikiem rezerwy]. Przybyła narzeka na lenistwo władz i brak inicjatywy:
- W ogóle co oni zrobili? Nic nie zrobili! Niemcy sami muszą do nich przychodzić i się prosić! Ja muszę do nich chodzić i się pytać, czy mogliby rozwiesić banery reklamujące Stowarzyszenie „2010” - złości się.
Na forum Zgorzelca cytowany jest artykuł z niemieckiej prasy lokalnej, w którym Przybyła bardzo ostro wypowiada się o władzach. Zapytany o to wybucha śmiechem:
- Zasugerowałem, że władza jest głupia. Powiedziałem, że burmistrz jest przeciwko temu projektowi. Tamta wypowiedź została wyrwana z kontekstu i urosło to do rangi niewielkiego skandalu – zaznacza. – Faktycznie nie powinienem był mówić, ze burmistrz jest przeciwko, ale spójrzmy prawdzie w oczy: on nie jest przeciwko, ale nigdy nie był tak naprawdę za.
Według niego sytuacja w której władze miejskie czasem nawet się nie zjawiają na konferencjach poświęconych promocji miasta jest absurdalna:
- Na wszystko dają nam pieniądze Niemcy, nawet na wyjazdy naszych władz na konferencje, my nic od miasta nie chcemy. Mamy prywatnych inwestorów. – dodaje.
Na pytanie o to, dlaczego wyjazdy zgorzeleckich dygnitarzy muszą sfinansować władze Goerlitz, rzecznik prasowy UM, Roman Latosiński bardzo szybko odpowiada:
- Bo to Goerlitz złożyło aplikację na konkurs. Nie my. My nic z tego nie mamy. I jeśli chodzi o tę jedną sytuację w Berlinie – denerwuje się – kiedy to ani pan Fiedorowicz, ani pan Aniszkiewicz, wiceburmistrz Zgorzelca nie mogli dotrzeć ze względu na ważne sprawy, to była to sytuacja wyjątkowa.
Komu nie pasuje tytuł? czyli szpilą w układy
Zgorzeleckie stowarzyszenie istnieje od kilku miesięcy. Prezes od razu wyjaśnia, że inicjatywa leży po niemieckiej stronie i należy do niemieckiej części organizacji, a jej polski odpowiednik ma za zadanie tylko wdrażać niemieckie pomysły i inicjatywy. Spytany o relacje polsko-niemieckie w całej sprawie odpowiada podekscytowany:
- Oczywiście, że Goerlitz wykorzystuje Zgorzelec. Bo przecież tytuł będzie ich, ale bez nas nie mają szans w tym konkursie – zapala się, ale zaraz dodaje – ale to przecież oni dają pieniądze. Teraz my musimy być po prostu wystarczająco cwani, żeby jak najwięcej inwestycji pojawiło się w Zgorzelcu. Więc tytuł idzie do nich, bez nas nie mają na niego szans, ale my tak czy inaczej nic nie tracimy, bo jeśli Goerlitz nie wygra, nie będzie ani grosza!
Na liście członków Stowarzyszenia „2010” figurują 24 nazwiska, jednak czynny udział w życiu tej organizacji biorą tylko 3-4 osoby. Pozostali są fikcyjnymi członkami lub starają się realizować swoje cele pod przykrywką tego stowarzyszenia. Ten drugi zarzut pojawia się przede wszystkim wobec dyrektora Miejskiego Domu Kultury, Radosława Baranowskiego. Przybyła twierdzi też, że projekt uderza w lokalne układy działające na zasadzie „Ktoś komuś coś za coś”:
- Wiemy, że niektóre przetargi ustawiane są na zlecenie MDK. Gdy będzie tutaj Europejska Stolica Kultury, to będzie trzeba wszystko kontrolować.- sugeruje Przybyła.
Niejasności pojawiają się zwłaszcza wokół projektu „Park Mostów – Brueckenpark”, którego celem jest lepsze zagospodarowanie obydwu brzegów Nysy. Z jednej strony niemieckie projekty i zaangażowanie, a z drugiej strony niechęć zgorzeleckiej władzy i dość niejasne tłumaczenia w kwestii własności prywatnych znajdujących się nad polskim brzegiem rzeki. Prezes „2010” sugeruje również, że nawet „Jakuby”, lokalne coroczne święto, są ustawiane pod zysk konkretnych grup, kojarzą się tylko z jednym browarem i konkretnymi wystawcami
Zapytany o zamierzenia miasta wobec nabrzeża nyskiego rzecznik Latosiński z satysfakcja opowiada o planach rewitalizacji Bulwaru Greckiego, pokrytych w niewielkim procencie z budżetu miasta. Z kolei wobec fundacji (której sam jest członkiem) formułuje zarzuty braku inicjatywy i ciągłego wyłudzania pieniędzy:. Twierdzi, że miasta nie stać, żeby zapłacić 8 mln zł za zakup i remont budynku pod Teatr w Zgorzelcu, a potem oddanie go za darmo „jakiejś organizacji” (której, przypominamy powtórnie jest członkiem):
- Oni wszyscy narzekają, a sami nic nie zrobią, tylko nam wytykają – po sprawdzeniu jakichś cyfr na ekranie laptopa kontynuuje - co do działalności niektórych z tych stowarzyszeń można by mieć pretensje. Dużo mówią, a potem składają nieprecyzyjne wnioski. Nie rozumieją, że 8 mln zł dla nas, to 1/7 naszego całego budżetu. To tyle, co budżet jednego oddziału urzędu w Goerlitz! A u nas 30% pieniędzy idzie na samą edukację i oświatę. - po chwili zastanowienia postanawia skwitować - U nas nie rządzą kapitaliści. Bo po prostu nie mogą. Byłby to zwykły lobbing. Musimy myśleć o tym, co się tu dzieje. – niezbyt precyzyjnie wyjaśnia Latosiński.
Odpowiedź Przybyły jest podobna do wcześniejszych wypowiedzi nt. władz miasta:
- Gdy przychodzimy z niemieckim sponsorem, chcemy coś zrobić dla Zgorzelca, miasto nam odmawia współpracy. Żeby znaleźć jakiekolwiek informacje o naszym Stowarzyszeniu trzeba się mocno naszukać. W UM nie mają nawet żadnych ulotek, materiałów promocyjnych. Dopiero od miesiąca wisi tam baner. Zapytajcie któregokolwiek ze zwykłych urzędników o „2010”. Nie będzie nic wiedział. – zżyma się.
Na to rzecznik prasowy przypomina tylko, że zdobycie tytułu nie należy do głównym celów miasta. Jest to według niego tylko poboczna inicjatywa. Szczyci się za to, że złożył projekt renowacji obiektu sowieckiego, Stalag 8A, który zasłynął dzięki nazwisku jednego z osadzonych - Oliviera Messiaen, wybitnego francuskiego kompozytora. Dziś odbywają się tam koncerty Messiaena.
Przybyła stwierdza z kolei, że Latosiński przypisuje sobie cudze zasługi. Tak jak robi cała tutejsza władza. Według niego burmistrz jest członkiem wszystkich okolicznych organizacji [np. czterech działających w mieście Fundacji, najróżniejszych stowarzyszeń] aby potem móc powiedzieć, że on to zrobił, że się do tego przyczynił.
- Urząd mówi, że chcemy pieniędzy. Ale na co?! My nie mówimy, że chcemy pieniędzy! My musimy wiedzieć na co, po co, dopiero wtedy będziemy wiedzieli, że potrzebujemy pieniędzy i ile ich potrzebujemy. Przecież nie pojadę do Brukseli i nie powiem:
”Dajcie mi pieniądze. Nie wiem ile i na co, ale dajcie.” Potrzeba planów, a tych także urząd miasta nie ma.
Powtarza, że w mieście się nic nie dzieje, władze są bierne. Nie ma nawet porządnego biura informacji turystycznej, żeby promować ideę Europejskiej Stolicy Kultury:
- Musieliśmy znaleźć prywatnego przedsiębiorcę, który udostępnił nam pomieszczenie, w którym gromadzimy materiały na temat „2010”. Ten człowiek chciał nam tylko pomóc, ale tak go to wciągnęło, że został naszym członkiem. Trzy tygodnie temu było otwarcie naszego punktu w tej księgarni „eMKa”. Miasto grosza nie dołożyło. - żali się zgorzelecki lobbysta.
Pod Zdechłym Azorkiem
Tylko w jednej kwestii Przybyła zgadza się z Latosińskim. Według nich w mieście brak zainteresowania szansami, jakie daje tytuł Stolicy Kultury. Brakuje zarówno zaangażowania ze strony mediów, jak i inicjatyw zwykłych ludzi. Istnieje jedynie współpraca w dziedzinie edukacji, kilka kółek zainteresowań. Polacy nie chcą korzystać z tego, co oferuje im strona niemiecka, wciąż przeszkadza bariera językowa:
- Ludzie tutaj są głupi. Mają wąskie horyzonty. Klapki. Dla nich to taki duży festyn nad Nysą. Miesiąc albo dwa z zielonymi namiotami Lecha i kiełbasą. - ocenia Przybyła - władze miasta też nie wiedzą tak naprawdę, co to jest ta Europejska Stolica Kultury. Oni mówią „Nie! Żadnej kultury! Nie stać nas na kulturę!” Ale przecież oni nie wiedzą, co to znaczy. Nie rozumieją, że kultura robi pieniądze. Że na kulturze można zarobić.
Dorzuca, że w Goerlitz też kiedyś mieli podobną sytuację, ale Zachód pomógł im stać się bardziej otwartymi. Dodaje, że Zgorzelec też potrzebuje takiego dynamo, jak Krick czy Baumgardt [szefowie fundacji po niemieckiej stronie] wraz ze swymi współpracownikami z Hannoveru.
Latosiński z kolei mówiąc o sytuacji w mieście, o marazmie ludzi i ich braku zainteresowania skwitował całą sytuację słowami:
- U nas to jest tak, jak Pod Zdechłym Azorkiem. Nic się nie dzieje.
Dominika Kaszucka
współpraca: Mateusz Myślicki
==========================================
|