No to taki kwiatuszek:
Noc nie zapowiadała się ciekawie już wieczorem, kiedy Holandia przegrała z Rosją.
W Hotelu Pod Orłem trwało wesele słyszane w promieniu co najmniej 100 m. W godzinach obowiązującej ciszy nocnej, w których porządni obywatele śpią, bo to im gwarantuje Prawo. Kiedy udawałem sie na spoczynek nocny była godzina 0.30. O godzinie 2.15, pomimo zamkniętego okna /plastiki szczelne i dziękotłumiące/ zbudziła mnie głośna muzyka weselna, wesele było widać w szczytowej fazie. Nie mogłem zasnąć przez dochodzące hałasy, wziąłem więc telefon i zadzwoniłem na nr 997. Zgłosił się funkcjonariusz, któremu podałem co i jak, gdzie i dlaczego. Kto zgłasza spod jakiego numeru, jakiej ulicy, numer mieszkania, powtórzyć jeszcze raz nazwisko i adres. Cierpliwie odpowiadałem, czekając, aż policjant mozolnie powstawia literki w odpowiednie krateczki i się odmelduje. Trwało to jakiś czas aż skończył. Podziękowałem i się wyłączyłem. Położyłem się do łóżka starając się usnąć. Hotelowe wesele widać nabierało nowego oddechu i była chwila ciszy, więc mi się udało.
Nie na długo wszakże. O godzinie 2.35 obudził mnie natarczywy dzwonek domofonu. Jeden cykl, potem drugi. Czasem ktoś robi głupie kawały, więc odczekałem i wstałem dopiero za drugim. Jakoś przez mgłę skojarzyłem mój telefon na policję z dzwonkiem, jak się okazało słusznie. W drzwiach stał zielony ludzik z notesem w ręku i pstrykał długopisem. O co chodzi? spytałem mrużąc oczy. -Pan dzwonił na Policję? -Tak, dzwoniłem, bo hałasy dochodzące z hotelu nie pozwalają spać. Ludek przewrócił kartkę w notatniku i ponownie pstryknął, po czym powiedział, że przyjechał, żeby zapisać, co zgłaszałem przez telefon. Prosiłem o interwencję w sprawie zakłócania ciszy nocnej i wszystko powiedziałem dyżurnemu, odrzekłem. Sprawa przybrała kuriozalną postać: zamiast chronić mnie i moje prawo do odpoczynku nocnego, Policja funduje mi dodatkowe budzenie! Zamknąłem facetowi drzwi przed nosem i ponownie spróbowałem usnąć przekonany, że błoga cisza, która nastała, była efektem interwencji policjanta u weselników.
Nic podobnego: o 2.50 wokalista kapeli biesiadnej śpiewał na całe gardło: oooole, ole, ole, oleeeeee, nie damy się, nie damy sięę! Zdezorientowany, ponownie wystukałem 997. Dyżurny policjant na moje pytanie, czy interweniowali w hotelu, odpowiedział, że jeszcze nie, bo mają dużo zgłoszeń. Odpowiedziałem więc, że dziwna jest dla mnie sytuacja, w której Policja, zamiast uciszyć biesiadników, w środku nocy budzi zgłaszającego i każe mu odpowiadać na pytania. Po wymianie kilku zdań policjant dyżurny odrzekł że 'nie możemy tak wejść i wyłączyć komuś aparatury'. To po co, pytam się, w ogóle jesteście? Po co przyjmujecie zgłoszenia, dając nadzieję, że działacie w interesie obywatela, jeśli jesteście zwykłymi figurantami?
Wtedy policjant dyżurny odesłał mnie 'na Wiejską'. Koniec. Kropka.
Powiedziałem sobie, że nie odpuszczę, bo historia jest niebywała i do dziś myślałem, że nieprawdopodobna.
Imprezka weselna skończyła się parę minut po czwartej, tzn ostatni kawałek poleciał o tej porze. Ponieważ nie dali spać, włączyłem kompa i spróbowałem to opisać, coby mi nic nie uleciało, bo myślę, że bez dalszego ciągu tej sprawy się nie obejdzie. Przez wiele lat znosiłem cierpliwie razem z sąsiadami sobotnio-weselne hałasy, ale dokąd można?
Dochodzi piąta, jest juz jasno, ale może się jeszcze kimnę. Przyszło mi też do głowy, że porrządek w mieście, to nie tylko sprawa Policji, to przede wszystkim sprawa burmistrza i władz miasta. Ma ktoś numer prywatnej komórki burmistrza? Przyda się następnym razem.
przestaje mnie dziwić po tej historii, że ludzie piszą na murach:
HWDP
Ostatnio zmieniony 22 cze 2008, 13:38 przez bombas3, łącznie zmieniany 2 razy
|