Ci ludzie w moro, którzy tak przerazili mimozę to najprawdopodobniej miłośnicy
ASG . Nikt nad tym nie "sprawuje kontroli" bo jest to czysta oddolna inicjatywa młodych ludzi, którzy nie potrzebują do swojej zabawy „starych pierdzieli”. Sami się zorganizowali bez niczyjej pomocy. I nikt za tym nie stoi
Zabawa w ASG polega miedzy innymi na odtwarzaniu umundurowania i wyposażenia wybranych jednostek wojskowych. Ci „Młodzi ludzie w moro” pieczołowicie kolekcjonują najmniejsze detale mundurów, pasy, manierki, guziki, buty, hełmy itp. Jest to dość kosztowne i wymagające często od nich sporych wyrzeczeń . Niezbędna jest też wiedza i zacięcie pasjonata.
„Młodzież w moro” uzbrojona jest w plastikowe wiatrówki - repliki prawdziwej broni. Jej skuteczność jest mniej więcej porównywalna z dziecięcymi zabawkami – pistoletami strzelającymi małymi plastikowymi kulkami – (Nie mylić z paintballem!)
Oczywiście, jak praktycznie wszystkim – można sobie tym zrobić krzywdę, ale delikwent musiałby się mocno postarać. Bardzo mocno. Praktycznie przyłożyć lufę do oka.
Uczestnicy ASG zorganizowani są w oddziały, w których ćwiczą manewry taktyczne, musztrę, pozorują walki. Modne jest tez odtwarzanie konkretnych zdarzeń z autentycznych pól bitewnych. Choć ASG jest w Polsce od kilku ładnych lat, nie słyszałem, aby komuś się coś z tego tytułu stało.
Dla mnie osobiście nie jest to nic złego. Hobby – to jest to, co pozwala gimnazjalistom robić coś innego niż stać w bramie i pluć słonecznikiem pod buty przechodniów. A tym bardziej sprawa cenna, bo powstała samorzutnie, bez niczyjej pomocy, organizacji, wodolejstwa i biadolenia.